powroty i przyjazdy

dnia

kto nie był i nie przeżył ten nie wie że radością i koszmarem emigranta jest przyjazd do Ojczyzny, a jeszcze bardziej planowanie takiego przyjazdu. Lekarze, sprawy organizacyjne (w moim przypadku zamknięcie działalności gospodarczej i samochód w leasingu), konfrontacja z pretensjami o zbyt mało poświęconego czasu dla rodziny, znajomych i znajomych królika… lista jest długa i długo by można wymieniać. Żeby do tego wszystkiego jeszcze powiązać koniec z końcem i załatwić sprawy najważniejsze: urzędy, zdrowie (= oszczędność kasy), i uratować przynajmniej jedną znajomość poświęcając wieczór i noc kosztem rodziny trzeba wejść w planowanie rodem z korporacji. Tak, tak… tylko współdzielony kalendarz, zaproszenia on-line (invite’y) itp.

Jutro już pierwszy dzień w pracy, ale dopiero dochodzimy do siebie. Na pytanie „jak urlop”, odpowiem pewnie: „był niezły zapi…..”. Ale wszystko udało się dopiąć, pozałatwiać no i co najważniejsze bezpiecznie wrócić do naszej oazy spokoju zasypanej po uszy w śniegu (chociaż chyba nie aż tak bardzo jak Gdańska w ostatnich dniach).

Z Gdańska poza toną bagażu, częściowo dokupionego a częściowo w ramach nadal trwającej przeprowadzki, przywieźliśmy pełno refleksji. Część znajomych wyrusza na inną część kuli ziemskiej, część zakopała się w ostępach leśnych dolnego Śląska, inni rozpoczęli rozmyślania nad opuszczeniem Polski w razie W, ktoś rozpoczął duży biznes, ktoś inny go zamknął…  Jak się ma do tego nasza 3-tysięczna wieś, my w niej, zimowy krajobraz, 90% naszej aktywności w promieniu 2 km od miejsca zamieszkania? Niby Szwajcaria i Zurich a jednak spokojna dziura w środku Europy.

 

PS: wielkie dzięki dla  DB za motywacje do pisania dalej 🙂

3 Komentarze Dodaj własny

  1. Sis pisze:

    W punkt ❤️

    Polubienie

  2. żona DB pisze:

    Pisz pisz. My tu często zaglądamy i trzymam za was kciuki

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz