kilka luźnych spostrzeżeń

dnia

Powoli zbliża się czas samotnego pobytu- już za kilka dni przeprowadzka całej rodziny. Wiele rzeczy się zmieni, rozpocznie  się kolejny etap. Stąd, czas na refleksje i podsumowanie dotychczasowego pobytu. Raczej w formie luźnych spostrzeżeń, aniżeli rozprawki w stylu: wstęp, rozwinięcie, zakończenie (pozdrowienia dla Pani od polskiego 😉 ).

Urzędy

Jak w każdym kraju, tak i tutaj nie obędzie się bez współpracy z urzędami. Na myśl o wizycie w Migrationsamt ciarki przechodziły mi po skórze. Przed oczami jak żywe stawały mi obrazy z filmów wojennych, gdzie po zawołaniu Ausweiß bitte! dalsze losy okaziciela dokumentów raczej były nie do pozazdroszczenia. Tak więc udałem się tam, aby uzyskać Permit B (czasowe pozwolenia na pracę, udzielane członkom UE na podstawie umowy o pracę) i nerwowo miętosząc czapkę w ręku, stanąłem w kolejce do okienka. Po głośnym Herr Szterniki (wymowa niemiecka) podszedłem z miną kotka ze Shrek’a (kłaczek – kto pamięta) no i czekam…

migrationsamtOczywiście kusiło mnie aby „zakotwiczyć” (patrz: odcinek z szukaniem mieszkania) ale tym razem odpuściłem – sprawa była poważna. Jak się okazało Pani zastosowała tą technikę: zaoferowała pomoc w wypełnieniu dokumentów, wyraziła zrozumienie, iż nie mam przy sobie kompletu dokumentów, grzecznie zapytała, czy do tej pory mi się podoba w Szwajcarii i czy w jakikolwiek inny sposób może być pomocna. Na koniec poinformowała mnie, kto będzie się zajmował moją sprawą oraz podała bezpośredni numer do osoby odpowiedzialnej. Można? Można – kotwica zadziałała i miło wspominam spotkanie z Migratsionsamt.

Kolejna przygoda wiązała się z wizytą w lokalnym urzędzie miasta (raptem 3000 mieszkańców). Planując do przodu, a tak zazwyczaj robię (jadąc kolejką z Gdańska do Sopotu już we Wrzeszczu stoję przy drzwiach) udałem się do Gemeindehaus informując ich, że przyjeżdżam z rodziną I będziemy mieszkać w obrębie ich jurysdykcji. Panią zatkało, poprosiła IMG_0196[1]żebym usiadł, spytała czy się czegoś napiję i przestała się odzywać… Gapiła się na mnie, aż wreszcie spytała upewniając się, czy dobrze zrozumiała, że rodzina przyjeżdża za 2 miesiące a ja już się dopytuję o możliwości nauki języka, opiekę nad dzieckiem (przedszkole jest tutaj dopiero od 5 roku życia) itp. Potwierdziłem, że wszystko dobrze zrozumiała – myślałem, że zaraz się na mnie rzuci ze szczęścia. Jak się okazało, Szwajcarzy mają hopla na punkcie integracji i aktywność gmin w tym kierunku jest mocno dofinansowywana. Oferują liczne kursy językowe, integrację dla dzieci, aktywność sportową  – nam m.in. zaproponowano kurs językowy dla Ani wraz z opieką nad Polą w cenie 300 CHF za pół roku, co tutaj odpowiada opłacie za 2 tygodnie normalnego kursu. Jak się później okazało radość Pani była również spowodowana ogólną niechęcią przyjezdnych do szeroko pojętej integracji. Przyjezdni z krajów anglosaskich pozostają przy angielskim, top-menadżerowie posyłają swoje dzieci do tzw. International School/ SIS gwiżdżąc na naukę niemieckiego a zainteresowanie integracją rodzin z krajów objętych nakazem noszenia chusty na głowie, nie pokrywają się z lokalną paletą kursów. Dla zobrazowania przytoczę przykład: jakiś czas temu była organizowana akcja integracji rodzin muzułmańskich, w szczególności kobiet spędzających większość czasu w domu. Po przedstawieniu szerokich możliwości aktywności pozazawodowej w ramach lokalnych programów, Panie muzułmanki, zadały jedynie pytanie czy planują również uruchomić kurs pogłębiający znajomość Koranu.

 

Szwajcarski przemysł

Z czym kojarzy się Szwajcaria? Każdy od razu powie: czekoladki (uwaga: Milka nie jest szwajcarska), zegarki (Rolex), bankowość no i ostatnia afera z Sepp Blatter’em i FIFA. Ale Szwajcaria to też siedziba międzynarodowych organizacji (WHO, ONZ i inne, łącznie 22) oraz międzynarodowych firm.

Te drugie są przyciągane w szczególności do kantonu Zug – ze względu na niskie podatki. Ilość robi swoje – kanton Zug co roku odnotowuje nadwyżkę budżetową, z którą dzieli się z sąsiednimi kantonami. Skoro jest za dużo pieniędzy, to nie muszę dodawać że miasto jest wręcz „wylizane”. Trawa równo przycięta, wszędzie asfaltowe chodniki (wykonane pod rolkarzy), krawężniki granitowe a w miejscach przystanków obłożone dodatkowo stalą nierdzewną (żeby było ładniej), darmowe wypożyczalnie rowerów itp.

Jedną z ciekawszych firm mieszczących się w Zug jest firma GLENCORE. Glencore zajmuje się handlem dobrami masowymi (tzw. commodities). Handel jest mianowicie kolejną domeną Szwajcarii, choć mało może znaną.

Siedziba firmy Glencore
Siedziba firmy Glencore

Można by się zastanawiać, co jest przewagą konkurencyjną Szwajcarii w tej dziedzinie: z pewnością nie dostęp do morza i nie własne kopalnie lub uprawy zbóż. Przewagą konkurencyjną Szwajcarii jest jej neutralność oraz wypływające z niej kontakty. Wychodząc z tego założenia Mar Rich, założyciel firmy, jako pierwszy na globie w latach 80’ zeszłego wieki rozwinął handel ropą naftową na rynkach prywatnych a następnie poszerzył działalność o węgiel, zboża, rudy żelaza i inne commodities. Jak wszędzie, gdzie chodzi o duże pieniądze nie obeszło się bez kontrowersji: Marc Rich przez wiele lat był ścigany przez rząd USA za handel z Iranem czy też Kubą w czasach embarga na te kraje (Clinton tuż przed złożeniem urzędu przeprosił Pana Richa – co tylko dolało oliwy do ognia). Inną kontrowersyjną historią jest jego uczestnictwo w cichej współpracy gospodarczej pomiędzy Iranem i Izraelem – jak wiadomo oba kraje nie darzą się zbytnią sympatią.

Firma Glencore jest obecnie jedną z największych firm na świecie w swojej dziedzinie. Siedziba firmy, w typowo szwajcarskim stylu, jest bardzo skromna, położona na skraju Zug. Graniczy z pastwiskami i polami uprawnymi – nic nie wskazuje, że istotnie wpływa na ceny surowców na rynkach światowych, czy też jest zaangażowana w kształtowanie polityki w krajach mniej stabilnych politycznie a bogatych w surowce naturalne (jak donoszą niektóre źródła).

 

Komunikacja

Każdy wie, że komunikacja w Szwajcarii funkcjonuje perfekcyjnie: pociągi odjeżdżają punktualnie (a jeśli tak się nie dzieje – to kajający się głos w megafonie podaje czas spóźnienia oraz jego PRZYCZYNĘ), są zsynchronizowane z autobusami (czas na przesiadkę jest dosłownie just-in-time i uwzględnia wysoką sprawność fizyczną Szwajcarów– patrz wpis: wyjście z cienia) a na wszystko są bardzo dobre aplikacje ułatwiające planowanie podróży. Ale nie każdy wie, jak wygląda podróż szwajcarskimi środkami komunikacji „od kuchni”.

Ostatni weekend wracam pociągiem z wypadu w góry, zrelaksowany z piwkiem w ręku (uwaga: można pić alkohol w miejscach publicznych) oraz biletem miesięcznym, więc nie wpadam w panikę na widok „kanara”. Tym bardziej, że okazuje się „nim” być młoda i miło wyglądająca blondynka.

Pani Blondynka-Kanar  każdemu mówi Gruezzi, prosi o bilet, sprawdza i szeroko uśmiechając się odchodzi – to standard. Aż bach: mina jej zrzędnie – Pani w podeszłym wieku nie ma biletu. Wychowany na doświadczeniach z Gdańską Renomą (firma mająca swego czasu kontrakt na weryfikację biletów w Gdańsku)  spodziewam się że zaraz wpadnie banda osiłków, wyprowadzi Panią, a jak się okaże że dyskutuje to jeszcze jej przyłożą (patrz: wiadomości na portalu trójmiasto.pl). Nic podobnego, Blondyna-Kanar zaczyna się tłumaczyć. Tłumaczy dlaczego trzeba mieć bilet. Tłumaczy, że to dla dobra wszystkich, że trzeba chociaż trochę pomóc Kantonom finansować komunikacje publiczną (jak wiemy nigdy nie jest dochodowa) i że przecież to nieuczciwe nie mieć biletu (chociaż jej nie posądza o nieuczciwość). Blondyna-Kanar spędza czas na tłumaczenia zasad, aż do czasu dojechania do stacji docelowej , gdzie komunikat przez radio grzecznie prosi, aby wszyscy wysiedli. Tłumaczy i na koniec wlepia mandat. Zasady są zasadami – słusznie. Poza tym, po takim tłumaczeniu i przemowie moralnej sam bym zapłacił i zgłosił się jeszcze na 100 godzin prac społecznych.

Czy kiedyś kierowca autobusu dziękował wam za to, że zdecydowaliście się na przejażdżkę? Tu się to może zdarzyć. Wsiadając do autobusu zostajecie przywitani gromkim….Gruezzi! Po zajęciu miejsca, kierowca informuje za ile odjedzie. Z resztą nie musi, bo wszędzie są ekrany led’owe z informacją kiedy i gdzie będzie przejeżdżał autobus.  Pomimo tej informacji kierowca chętnie korzysta z mikrofonu i przed każdym przystankiem udziela informacji gdzie jesteśmy. Pasażerowie opuszczający autobus są żegnani przez kierowcę wraz z podziękowaniami za wspólną podróż.

Niepełnosprawni w Szwajcarii

W Szwajcarii widzi się dużo osób niepełnosprawnych na ulicach. Słyszałem teorię, że wysoki odsetek ludzi upośledzonych w Szwajcarii wynika z faktu, że w przeszłości osoby blisko spokrewnione wchodziły w związki małżeńskie i miały potomstwo. Było to spowodowane małymi możliwościami przemieszczania się pomiędzy skupiskami ludzkimi  (góry, brak środków komunikacji  – Szwajcaria dopiero połowy XX. wieku stała się krajem zamożnym ) , co skutkowało brakiem różnorodności genetycznej i zwiększonym prawdopodobieństwem wystąpienia genów recesywnych oraz możliwością wystąpienia wad genetycznych.

Ja w swojej drodze z Zug do Zurychu mijam codziennie sporo osób, ale dwie z nich szczególnie zapadły mi w pamięci:

IMG_0207[1]
TOM TOM na przystanku

Codziennie rano idę na autobus. Droga zajmuje około 7 minut, autobus odjeżdża o 6:41 i zazwyczaj jestem kilka minut przed czasem. On tam już siedzi – nazwałem go TOM TOM (może się wydać znajome fanom filmu One Million Dollar Hotel). Facet około 55 lat, z nadwagą i sumiastym wąsem i bujnym na bok zaczesanym włosem. Ubrania jego raczej nie są ostatnim krzykiem mody, ale za to czyste i schludne. Siedzi na ławce, jakby trochę zdenerwowany i patrzy tępym wzrokiem w dal. Co chwila nerwowo spogląda na zegarek. Po chwili przyjeżdża autobus nr 4, ja wsiadam – on zostaje. Patrzy na zegarek, już jakby bardziej rozluźniony, potem na kierowcę, wzdycha, wstaje i opuszcza przystanek. I tak od ponad dwóch miesięcy.

Ona, siedzi na balkonie od kiedy przyjechałem. Siedzi i się nie rusza, zawsze w tym samym miejscu. Włosy siwe, wzrost około 170 cm, ubrana w

pomarańczowy sweter, spódnice i kapcie. Czasami ma w ręku filiżankę, czasami głowę lekko przechyloną w prawo, a czasami oparta na klatce piersiowej. Ona – to wielka wykonana z masy papierowej lalka.

BABA i ona
BABA i ona

Została stworzona przez BABĘ – tak nazwałem stwórczynię tego monstrum. BABA tworzy dużo lalek, zawsze w weekendy. Kiedy wstaje w sobotę około 10, leży już głowa. Raz większa, raz mniejsza. Koło południa jest już korpus, a pod wieczór kończyny. Następnego dnia, po śniadaniu widzę że nowy stwór zamieszkał na balkonie. BABA sadza swoje lalki przy stole, który też dla nich sporządza. Wszystkie mają około 70-90 cm, tylko Ona jest naturalnych rozmiarów. BABA siedzi ze swoimi lalkami cały weekend przy stole.

Teoria teorią ale faktem jest, że w Szwajcarii ludzi z upośledzeniem umysłowym czy też fizycznym, traktuje się jak normalnych członków społeczeństwa i umożliwia się im funkcjonowanie. Tworzy się miejsca pracy, organizuje zajęcia, przyznaje ulgi a przede wszystkim edukuje społeczeństwo. Edukuje nie w kierunku pomocy niepełnosprawnym, bo z tym radzą sobie sami, ale w kierunku uznania ich prawa do funkcjonowania na tych warunkach co reszta. I to działa.

Obsłuż się sam

U nas mało rozpowszechniony a w Szwajcarii, gdzie zarówno cena wynagrodzenia godzinnego pracownika, jak i zaufanie do ludzkiej uczciwości jest niebotycznie wysokie, te rozwiązanie sprawdza się dość dobrze.

IMG_0374[1]Tak więc poza stacjami benzynowymi czy kasami w sklepach spożywczych są tutaj również kwiaciarnie self-service. Należy dodać, że są one okraszone szwajcarskością i są po prostu polem z szlachetnymi gatunkami kwiatów. Tak więc na mojej drodze do pracy mijam pole z irysami, różami, słonecznikami itp. a obok każdego z nich stoi szyld z ceną za sztukę oraz puszką do wrzucenia pieniędzy. Czy u nas by się to sprawdziło?

To tylko niektóre ze spostrzeżeń jakie zapadły mi w pamięci. Jest ich dużo więcej, jednak cześć z nich powszednieje, tak jak i mi powszednieje codzienność w Szwajcarii. Tytułem podsumowania (znowu pozdrowienia dla Pani od polskiego) można by powiedzieć, że tu jest NORMALNIE, przy czym należy pamiętać, że normalność może objawiać się na wielu płaszczyznach i wielu formach. W Szwajcarii przyjmuje tą najprostszą i zarazem najbardziej strawną.

Jeden Komentarz Dodaj własny

  1. synek pisze:

    Tata -Super wpis🙌💩💩💜🏭

    Polubienie

Dodaj komentarz